piątek, 16 września 2016

Prolog


Był typem, który nigdy się nie poddaje i walczy do końca. Chciał wygrywać, chciał być najlepszy, ale nigdy za wszelką cenę. Znał granice, miał umiar, wiedział na ile może sobie pozwolić. Nie lubił afiszować się swoimi osiągnięciami, ale mimo to był ciągle posądzany o gwiazdorzenie. Wszyscy mu ciągle powtarzali, że w tym środowisku to normalne a przejmowanie się to zwykła strata czasu, ale on nie potrafił tego tak po prostu ignorować i akceptować. Jego charakter mu na to nie pozwalał. Gdy jego kariera zaczęła nabierać tempa obiecał sobie, że nigdy nie będzie żył na pokaz. Przysiągł sobie, że jego życie nigdy nie wymknie mu się spod kontroli i będzie nim kierować, tak jak on zechce, a wszystkie głosy i komentarze z zewnątrz będzie pozostawiał daleko za sobą.
Robert Lewandowski uświadomił sobie, że wszystko zaczęło się komplikować. Coraz częściej czuł się jak zagubione pięcioletnie dziecko, które tylko czeka, aż przyjdzie mamusia, weźmie je za rękę i pokieruję naprzód. Problem w tym, że nie miał już pięciu lat a prawie trzydzieści, a obok nie było mamy. Każdy oczekiwał od niego czegoś wielkiego. Presja ze strony klubu, trenera, kibiców a nawet rodziny bywała czasem nie do wytrzymania. Wiedział kim jest i jak ciężko musiał pracować, by znaleźć się w tym miejscu, ale marzył o zwykłym zrozumieniu. Nie chciał niczego więcej aniżeli odrobiny empatii ze strony najbliższych. Męczyły go ciągłe pytania o piłkę nożną, o klub, o jego wartość na rynku. Dlaczego nikt nigdy nie porozmawia z nim o pogodzie? Ludzie, nawet ci z pozoru najbliżsi, przestali w nim widzieć normalnego człowieka. Każdy czegoś od niego chce, czegoś wymaga, zapominając, że przecież nie jest maszyną. Nie jest żadnym pieprzonym robotem. Też ma uczucia, też może mieć słabszy dzień, tylko dlaczego nikt nie potrafił tego zrozumieć?
Po każdym meczu, w którym nie zdołał zdobyć bramki był pewien, że następnego dnia zobaczy siebie na okładkach niemieckich gazet. Wiedział doskonale, że dziennikarze będą pisać rozległe artykuły o jego domniemanej obniżce formy, a wręcz kryzysie, podając przy tym jakieś naciągane statystyki z poprzednich sezonów, dzięki którym odbiorcy uwierzą w tę całą szopkę. Doskonale znał cenę swojej popularności, ale bolało go, że nawet najbliższe osoby dawały tak łatwo się zmanipulować. Czuł się samotny, a świadomość, że z nikim nie może szczerze  porozmawiać raniła najbardziej. Nawet jego żona przestała w nim widzieć normalnego człowieka, ale nie miał zielonego pojęcia dlaczego tak się stało. Może to z nim było coś nie tak? Może to właśnie on zmienił się na gorsze i jest pieprzonym egoistą oskarżając wszystkich wokół? Dręczyło go to coraz bardziej i miał wrażenie, że z dnia na dzień jest coraz gorzej. Bał się, że pewnego poranka po prostu nie wytrzyma i zostawi to wszystko, bo ileż można? Wbrew pozorom nie był z kamienia. Był normalnym człowiekiem i miał uczucia, tylko dlaczego wszyscy o tym zapomnieli?
Robert czuł, że to wszystko obrało zły kierunek i kompletnie nie miał pojęcia co zrobić. Chciał żeby było jak dawniej? Nie wiedział nawet tego. Pragnął po prostu chwili wytchnienia, odpoczynku. Marzył o momentach, które dla innych ludzi są codziennością. Czy nawet Ania nie potrafiła już do niego dotrzeć? Ze smutkiem zauważył, że już nawet z nią nie miał ochoty rozmawiać, gdyż doskonale wiedział jak to się skończy. Ostatnie lata życia spędzone razem sprawiły, że doskonale znał jej nawyki i codzienne rytuały – prawie zawsze wstaje pierwsza i gdy przygotowuje dla nich wspólne śniadanie w tle ma włączony telewizor, w którym jakaś przesadnie wychudzona kobieta radzi, jak żyć zdrowo. Lewandowska oglądając ten program podśmiechuje się pod nosem i z wielkim rozbawieniem wytyka kobiecie ze szklanego ekranu wszystkie błędy, opowiadając o nich zaspanemu mężowi. Czasami wręcz irytuje się słuchając tych bredni, a gdy mąż próbuje ją uspokoić,  sytuacja tylko się pogarsza. Nie umiał do niej dotrzeć. A może po prostu nie chciał? 
Robert kochał swoją żonę, ale nią też już był zmęczony. Chciał, choć czasami, by zmieniła się w typową „matkę polkę” – wtedy czekałaby na niego w domu z obiadem, ucałowałaby go na powitanie, a później zjedliby wspólnie obiad. Opowiedzieliby sobie o minionym dniu, tak jak to bywa w każdym ”normalnym” związku. Chciał spędzić czas ze swoją żoną na kanapie przed telewizorem, oglądając jakiś beznadziejny serial. Miał dosyć życia w ciągłym biegu. Pragnął normalności, choć przez chwilę, ale bał się, że już nigdy nie zazna takiego życia i już zawsze będzie „wielką gwiazdą”, nawet dla najbliższych.


Robert Lewandowski stracił panowanie nad swoim życiem.


Robert Lewandowski był po prostu zmęczony.  



***
Nie wiem czy to dobry pomysł. Nie wiem czy nie porwałam się z motyką na słońce.
Ta historia już długo siedziała mi w głowie i mam tylko nadzieję, że uda mi się przelać wszystkie swoje myśli w odpowiedni sposób.
Wydaję mi się, że Robert Lewandowski może być ciężkim kawałkiem chleba, jako pierwszoplanowa postać, ale mam nadzieję, że podołam. 
Proszę o szczere opinię, także o krytykę, bo ta – gdy jest konstruktywna – bardzo się przydaje i dzięki temu mogę się czegoś nauczyć, co w konsekwencji może przynieść lepsze rozdziały :) 

3 komentarze:

  1. Lewy może i nie jestem najłatwiejszym polem do popisu i opisu, ale można z niego całkiem sporo wykrzesać, za co trzymam szczerze kciuki. ;) Zaintrygowałaś mnie prologiem, więc zostanę i będę przyglądać się dalszym losom Roberta. :) A w wolnej chwili zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię czasem zaglądać na spis sportowy, bo można tam znaleźć ciekawe opowiadania.
    Dawno nie widziałam opowiadania takiego stricte o Lewandowskim, gdzie byłby główną postacią, a nie tylko jednym z wielu, także sam ten fakt zachęca mnie do czytania.
    Prolog zapowiada się interesująco i dość dramatycznie. Porwałabym się nawet na stwierdzenie, że "prawdziwy" Robert pewnie też czasami czuje się osaczony wszystkim dookoła, więc plus za taką nutkę realizmu.
    Chętnie wrócę tu, żeby dowiedzieć jak potoczy się ta historia i w jakim kierunku ją poprowadzisz.
    Także jeśli to nie problem to informuj mnie w SPAMie na moim blogu, a także przy okazji może zainteresuje cię któreś z moich opowiadań ;)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niezaprzeczalnie dobry pomysł z rozpoczęciem takiego opowiadania!
    Niby gdzieś tam się przewijają jakieś teksty o Robercie, ale nie ma czegoś typowego o nim, a tym bardziej nie na tym poziomie, jaki już prezentuje nam prolog. Oczywiście, nie dotarłabym tutaj gdyby nie mój Spis Sportowy! Aż czasem mam ochot wychwalać wszystko dookoła, że można znaleźć takie perełki.
    Zaczyna się interesująco i tak prawdziwie, bo piłkarze to też ludzie, a niektórzy próbują zrobić z nich półbogów, albo i bogów.
    Tak samo jak Inertia, chętnie wrócę tu ponownie.

    Jeśli to nie problem to prosiłabym o informowanie o nowych notkach.

    Życzę weny, czasu i wielu czytelników!
    Pozdrawiam.

    P.S.
    A jak zajrzysz na mojego bloga to może znajdziesz też coś dla siebie, co ci się spodoba.
    http://heretika-kain.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń