sobota, 15 kwietnia 2017

Informacja


Witajcie.
Na wstępie chciałabym bardzo przeprosić za brak jakiegokolwiek odzewu z mojej strony. Nie powinnam tak znikać, ale ostatnie kilka miesięcy były dla mnie dość ciężkie. Nie chcę się zagłębiać w powody mojej nieobecności, ale mogę jedynie przyznać się bez bicia, że jednym z nich jest egzamin dojrzałości, który czeka mnie już niedługo. Nie miałam chwili oddechu, bo szkoła i obowiązki szkolne cały czas mnie przytłaczały. Nie miałam na nic czasu (w sumie nadal nie mam), a nie chciałam dodawać tutaj czegoś napisanego w pośpiechu.
Chcę kontynuować to opowiadanie i wbrew pozorom wcale o nim nie zapomniałam. Została już ostatnia prosta do matury i chcę wykorzystać ten czas na nauce, a potem pragnę tutaj wrócić. Do Alicji i Roberta, do Was, do blogowego świata. Chciałabym, żeby moje dotychczasowe czytelniczki były tu nadal, ale rozumiem, że może nie chcecie tyle czekać za moim powrotem i kontynuacją.
Z mojej strony mogę jedynie powtórzyć to, co napisałam wyżej – na pewno wrócę do tego opowiadania. Jeszcze nie wiem czy w tym konkretnie miejscu, ale na pewno wrócę. I jeśli tylko postanowię zmienić miejsce publikacji, na pewno dam znać.

Chciałabym życzyć Wam Wesołych Świąt. Przede wszystkim dużo ciepła rodzinnego, radości i dużo zdrówka, bo to najważniejsze.

Do przeczytania dziewczyny!

piątek, 21 października 2016

Rozdział pierwszy


Dzisiejszy dzień był iście majowy. Słońce już od rana nieśmiało wyglądało zza białych obłoków, a w powietrzu unosił się przyjemny dla nozdrzy powiew świeżego powietrza, które w akompaniamencie z wesołymi śpiewami ptaków sprawiało, że mieszkańcy Monachium mogli poczuć się, jakby właśnie nadchodziła wiosna.
Rzeczywistość była jednak znacznie bardziej okrutna, a marzenia o letnich spacerach jedynie w krótkich i zwiewnych ubraniach, winny zostać odrzucone na rzecz jesiennych kurtek. Kalendarza nie szło oszukać, nawet gdy wrzesień bardziej przypominał maj, a pogoda była tak zmienna, że w jednej chwili ze słonecznego i ciepłego dnia mogły pozostać jedynie kałuże  i rynny pełne deszczówki.
Mimo to ludziom wokoło dopisywały humory. Uśmiechali się do siebie życzliwie, przepuszczali na skrzyżowaniach i ustępowali miejsce w komunikacji miejskiej. Dało się odczuć, że był to wyjątkowo dobry dzień dla monachijczyków, a pozytywny humor udzielał się każdemu. Prawie.
Robert Lewandowski marzył tylko o tym, by wsiąść  w samochód i jak najszybciej stąd odjechać. Długi i przerażająco ciemny korytarz wywoływał u niego myśli wręcz autodestrukcyjne. Kąciki jego ust wzniosły się delikatnie ku górze w ironicznym uśmiechu, gdy uświadomił sobie, że tutaj właśnie mają ponoć pomagać ludziom z takimi problemami. Więc co on robi w takim miejscu? Nie chce się zabić, nigdy nie chciał. Nigdy nie miewał nawet myśli samobójczych czy depresyjnych. Przystanął na chwilę i zaczął nostalgicznie wpatrywać się okno. Owszem, miał kiedyś problemy emocjonalne, ale mimo wszystko się z tym uporał.
Pomimo że był wtedy nastolatkiem, z dnia na dzień spadła na niego odpowiedzialność zaopiekowania się mamą i siostrą. Nagła śmierć taty sprawiła, że w jednej chwili cały świat zwalił się Lewandowskim na głowę, lecz Robert, jako jedyny mężczyzna, a właściwie wtedy jeszcze chłopiec w rodzinie, stawił czoło trudnym wyzwaniom. Pomimo trudności i wielu kryzysowych sytuacji, nie poddał się. Walczył o dobry byt dla siebie, mamy i Mileny. Czuł, że zadbanie i utrzymanie dwóch najważniejszych kobiet w jego życiu jest jego obowiązkiem. 
Pomagał, jak tylko mógł, a gdy tylko podpisał swój pierwszy kontrakt i zaczął dostawać regularnie pieniądze za swoją grę, przysiągł sobie, że zrobi wszystko, co w jego mocy, by w przyszłości jego dzieci, a nawet wnuki nie musiały się martwić o kwestię finansowe. Tak jak zadbał o mamę i siostrę, tak właśnie chciał zadbać o swoją rodzinę w przyszłości. 
Całe swoje życie poświęcił dla piłki nożnej, a gdy tylko zaczynały napływać coraz to poważniejsze oferty, nie zastanawiał się długo i lgnął w to dalej. Kochał sport, kochał piłkę i czuł, że gdyby tylko tata nadal był obok niego, byłby z niego cholernie dumny. Świadomość, że zarabia robiąc to co kocha, ogromnie go satysfakcjonowała. Nie chodziło o to, by stać się milionerem z ogromną willą i odrzutowcem w ogrodzie. Robert nie chciał dopuścić, żeby kiedykolwiek jego dzieci, czy też nawet wnuki, musiały zmierzyć się z tak ciężką sytuacją, która go spotkała.
Pomimo wielu zer na koncie i wbrew temu co wypisywały niemieckie i głównie polskie czasopisma, woda sodowa nigdy nie uderzyła mu do głowy. Szanował pieniądz, a ludzie po prostu szukali punktu zaczepienia. Można powiedzieć, że w pewien sposób już się do tego przyzwyczaił, lecz to nie oznaczało, że takie zaczepki puszczał mimo uszu.
– Mogę w czymś pomóc? – chcąc nie chcąc Robert musiał przerwać swoje chwilowe rozmyślania i powrócić z powrotem  na ziemię. Próbował zlokalizować skąd, a tym bardziej od kogo pochodziło ów pytanie, lecz obracając się zbyt gwałtownie przypadkowo zahaczył nogą o krzesła stojące wzdłuż ściany. Jedno z nich przewracając się niefortunnie upadło wprost na stopę piłkarza, robiąc tym samym ogrom hałasu.
– Zaraz się pan nałapie kontuzji, więc proszę się już lepiej odsunąć od tych krzeseł.
Dopiero teraz Robert zauważył niewysoką, a wręcz małą kobiecinę siedzącą tuż za recepcją. A właściwie za czymś, co miało przypominać recepcję. Mahoniowy sekretarzyk, po którym na pierwszy rzut oka szło dostrzec, że już wiele w swoim żywocie przeszedł, zdecydowanie się tutaj nie nadawał. W ogóle nie pasował do koncepcji tego miejsca czy wystroju. Właściwie reszta wystroju też pozostawiała wiele do życzenia. Nawet zegar wiszący na ścianie nijak komponował się z całym umeblowaniem tego miejsca. 
Robert odnosił wrażenie, że wszystko zostało kupione na jakimś pchlim targu. Albo i gorzej, była to transakcja wymienna, co tłumaczyłoby opłakany stan chociażby sekretarzyka. Jedynym marzeniem Roberta była ucieczka z tego miejsca. Pragnął wyjść stąd i już nigdy nie wracać. Gdzie ten Pep [1] go wysłał? Och, przecież pewnie cały sztab maczał w tym palce. Czy oni wszyscy poszaleli?
– Dzień dobry – poprawiwszy szybko krzesło podszedł do „recepcji” i spoglądając na wiekową już kobietkę, zaczął nerwowo pocierać czoło. – Byłem umówiony na…
– Nazwisko? – zdziwił go nie tyle szorstki głos leciwej recepcjonistki, ale jej pytanie. Przecież dopiero co zwracała mu uwagę w sprawie krzeseł i nawiązywała do kontuzji, a więc doskonale wiedziała kim jest! Po jaką cholerę więc chce jego nazwisko?
– Lewandowski. – podał, wzdychając z rezygnacją i z utęsknieniem spoglądając na drzwi. Ostatnia szansa na ucieczkę właśnie wymyka mu się z rąk.
– Takie są procedury, więc proszę mi tu nie wzdychać znacząco. – kobieta spojrzała znad swoich okularów przenikliwym wzrokiem, wywołując tym samym w Robercie uczucie zażenowania. Czyżby umiała czytać w myślach?
Niezręczna chwila ciągnęła się jakby w nieskończoność, a wyraz konsternacji na twarzy Lewandowskiego wydawał się być całkiem uzasadniony. Recepcjonistka jednak nie zaprzestała wpatrywania się w piłkarza i znacząco uniosła prawą brew ku górze, jakby tylko czekając na jakąkolwiek zaczepkę ze strony bruneta. Ten jednak uśmiechając się nieśmiało wycofał się powoli i wskazując na rząd krzeseł, z którymi zdążył się już wcześniej zaprzyjaźnić, usiadł, rozprostowując w końcu swoje długie nogi. Jednak obecność przemiłej staruszki tak go krępowała, iż chwilę później zmienił pozycję i postanowił przyjąć nieco bardziej odpowiednią pozycję, żeby tylko znowu nie musieć spotkać  się z zabójczym spojrzeniem pani… Helgi. Plakietka widniejąca na czerwonej marynarce dopiero teraz rzuciła mu się w oczy.
Próby powstrzymania głośnego prychnięcia udało się Robertowi zatrzymać w sobie, ale głupi wyraz pozostał mu na twarzy, gdy staruszka przechodziła tuż obok niego i zniknęła gdzieś za drzwiami na końcu korytarza. Jej karcący wzrok tylko upewnił go, że ona doskonale wiedziała o czym myślał.
Robert miał już tego wszystkiego dosyć. Tego dziwnego miejsca, nieprzyjemnej recepcjonistki i… tych niewygodnych krzeseł! Szlag by to wszystko trafił. Przez jego głowę przemknęła kusząca myśl – czy gdyby teraz stąd uciekł, to byłoby to bardzo nieodpowiedzialne? Rozważał, w jakim czasie zdąży pokonać odległość od swojego wygodnego krzesła do wyjścia, gdy nagle drzwi znajdujące się tuż naprzeciwko otworzyły się, a zza nich wyjrzała wysoka szatynka.
– Witam. Pan pewnie do mnie, prawda? – zagadnęła nieśmiało wpatrując się w piłkarza. – Proszę wejść.
Gabinet był urządzony w znacznie lepszym stylu niż korytarz i poczekalnia. Można się wręcz pokusić o stwierdzenie, że osoba odpowiedzialna za jego wystrój, ma poczucie gustu. Wnętrze było urządzone w nowoczesnym, ale nie przesadnym stylu. Było po postu ładnie. Mimo  wyraźnej dominacji bieli, szarości i błękitu wszystko idealnie się komponowało, a całość nadawała przyjemny klimat.
– Jestem Alicja Nowakowska. – szatynka uśmiechając się delikatnie wyciągnęła dłoń w kierunku Roberta, gdy ten zdążył się już rozsiąść na niewielkiej kanapie. Kobieta skwitowała to cichym prychnięciem, co jednak piłkarz zdołał usłyszeć i w konsekwencji nieco się speszył. Mimo wszystko mierząc kobietę wzrokiem dostrzegł jej nieprzeciętne rysy twarzy.
– Skąd pani pochodzi? – sam zdziwił się swoją odwagą. A raczej niewychowaniem. – Przepraszam, nie chciałem. Po prostu jestem zaskoczony, że jest pani Polką. Byłem pewny, że zastane Niemkę.
Nie rozumiał, co go podkusiło, żeby na samym wstępie zadawać jej takie pytania. Co go to obchodziło? Informacja o imieniu i nazwisku powinna mu wystarczyć, ale Robert całkowicie nie rozumiał swojego narwanego zachowania. Przecież nigdy taki nie był.
–  Myślałam, że to ja tutaj będę zadawać pytania, ale pan mnie uprzedził.
Delikatny uśmiech wpełznął na usta Alicji sprawiając, że Robert już na samym początku poczuł do kobiety dziwną sympatię.
Był pewien, że ta każe mu się popukać w czoło, sprowadzając go na ziemię i tym samym przypominając kim i dlaczego tu jest. Alicja go zaskoczyła. Nie wywyższała się, nie oburzała, a wręcz rozbawiło ją zachowanie Roberta. Ona zachowała się… po prostu normalnie. W oczach Roberta zyskała już małego plusa.
Był pewien, że będzie musiał użerać się z jakąś wścibską i nieprzyjemną panią, która będzie próbowała mu pomóc tylko dlatego, że dostanie za to dużo pieniążków. Dotychczas spotykał się właśnie z takim zachowaniem jednak dziś, po raz pierwszy od dawna, był zaskoczony. Może nie spędził z panią Nowakowską zbyt dużo czasu, ale pierwsze wrażenie zrobiła dobre. I oby tego nie zepsuła.
– Chciałbym od razu zaznaczyć, że bliscy przysłali mnie tutaj… z przymusu. – powiedział stanowczo Robert przybierając bardziej pewną pozycję. Jeśli wyprostowanie się nie na kanapie i założenie rąk na piersi można nazwać pewną pozycją. – Nic mi nie jest, oni wszyscy po prostu….
Zabrakło mu słowa. Nie wiedział, jak to delikatnie wyrazić i jednocześnie nie urazić pani Alicji.
– Każdy z nas ma coś z psychopaty. – rzekła z szerokim uśmiechem, tym samym znów zaskakując go swoją odpowiedzią. – Poza tym jeśli będzie pan miał takie nastawienie to… – Alicja nie potrafiła dokończyć zdania. Niebieskie oczy Roberta przenikliwe ją lustrowały, a ona czuła jak na jej twarz wypełzają delikatne rumieńce, co jeszcze bardziej ją speszyło. –… to będziemy się tylko męczyć na naszych spotkaniach. Jestem tutaj, żeby panu pomóc, proszę o tym pamiętać.
Westchnięcie Roberta było słychać w całym gabinecie. Popatrzył ze znużeniem w tykający cicho zegar i zastanawiał się, jak ma się dalej zachowywać. Przecież to wszystko nie ma najmniejszego sensu. Będzie to strata czasu zarówno dla niego, jak i Alicji.
– Jak często będą odbywać się te… spotkania? – zapytał niepewnie, nie wiedząc jakiej odpowiedzi może się spodziewać.
– Myślę, że pięć razy w tygodniu to będzie odpowiednia częstotliwość. – takiej na pewno się nie spodziewał. – Może lepiej skończymy z tymi zwrotami grzecznościowymi i zaczniemy mówić sobie po imieniu? Bardzo ważne jest poczucie komfortu podczas sesji, szczególnie dla ciebie… Robercie. – szatynka uśmiechnęła się nieśmiało, próbując tym samym przekonać Roberta, aby przestał czuć taką niechęć do sytuacji, w jakiej obecnie się znalazł. – Nie chcę żebyś traktował mnie jak wroga, spróbujmy.
– Dobrze, Alicjo. Spróbujmy. – westchnął z udawaną rezygnacją, gdyż z nieznanej mu przyczyny nagle zaczął być bardzo ciekaw, jak będą wyglądać następne spotkania z terapeutką. A może był po prostu ciekaw Alicji?
– Chciałabym cię najpierw poznać. Zagrajmy w skojarzenia.
– W skojarzenia? – Robert wyprostował się na kanapie i popatrzył niepewnie przed siebie. Nie sądził, że od razu przejdą do sedna.
– Słońce. – rzuciła Alicja zabierając do ręki długopis i otwierając na czystej stronie swój wielki notes.
– Lato? – odpowiedział nieprzekonująco Robert, stukając nerwowo w oparcie czarnej kanapy.
– Pamiętaj, by nie odpowiadać według powszechnie przyjętych schematów czy wzorów. To ma być twoja osobista wypowiedź i opinia. Mów do mnie szczerze, Robercie. 
– To dla mnie nowa sytuacja. Nie wiem czy aby na pewno nadaje się na tego typu… spotkania. – musiał przyznać, że pomimo serdeczności Alicji czuł się odrobinę niekomfortowo. Przecież nie tak łatwo zwierzać się obcej osobie ze swoich myśli i odczuć, a doskonale wiedział, że gra w skojarzenia jest tylko wstępem do tego, co ma dalej nastąpić. Ta jednak zdawała nie przejmować się uwagami swojego pacjenta i uśmiechając się delikatnie kontynuowała zabawę.
– Piasek.
– Plaża.
– Woda.
– Prysznic.
– Prysznic? – teraz to on ją zaskoczył. Wiedziała, że nie powinna tak reagować a tym bardziej przerywać, ale zdziwiła ją odpowiedź piłkarza. – Dlaczego akurat prysznic? Byłam pewna, że odpowiesz…
– Że odpowiem morze? Albo ocean? – Robert uśmiechnął się i popatrzył na Alicję rozbawionym wzrokiem. Dopiero teraz zauważył, jaka była chuda. Miała drobne dłonie, długie i smukłe palce, a także wyjątkowo wąskie nadgarstki, które wydawały się być tak kruche, iż jedno zbyt mocne uściśnięcie, a wszystkie kości natychmiast by się połamały. Fakt, że terapeutka była wysoka sprawiał, że wydawała się jeszcze smuklejsza, lecz mimo swojej szczupłej figury była zgrabna. Robert musiał przyznać, że była to atrakcyjna kobieta z niezwykle czarującym uśmiechem.
– Nie zapominaj, że to ja jestem tutaj od zadawania pytań, Robercie – nawet w tak zwykłym geście, jakim było poprawianie swoich ciemnych włosów, potrafiła być niezwykle delikatna i elegancka. Lewandowski był przekonany, że nie może opędzić się od mężczyzn, gdyż ta jej cała subtelność i tajemniczość sprawiały, iż wydawała się być jeszcze bardziej intrygująca. – No więc dlaczego wybrałeś właśnie prysznic?
– To proste. – brunet wzruszył ramionami, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie. – Nad morzem są zawsze tłumy ludzi, a pod prysznicem nie dość, że mam zagwarantowaną prywatność to również posiadam o niebo czystszą wodę.
– A co tak bardzo przeszkadza ci w tłumie ludzi? – Alicja cały czas skrupulatnie notowała wprawiając tym samym Roberta w lekkie osłupienie, gdyż był pewien podziwu, jak można mieć taką podzielność uwagi. Pisać, słuchać, zadawać pytania – czy każdy psycholog taki jest?
– Wystarczy, że jest. Po prostu.
– Opowiedz mi o tym. – nalegała.
Przewróciła na kolejną stronę swojego notatnika, jednocześnie poprawiając w dłoni czarny napis i przygotowując się do notowania wypowiedzi Roberta. Dziwiła się ile informacji zdążyła dotąd zapiać, gdyż po kilkuminutowej rozmowie cała kartka była pokryta zapiskami Alicji. Koślawe literki zapełniały pierwszą stronę czerwonego zeszytu, którego kolorystyka nie była przypadkowa. Terapeutka doskonale wiedziała kto będzie jej pacjentem, a że kolorem przewodnim monachijskiej drużyny jest właśnie czerwień, postanowiła dopasować do Lewandowskiego właśnie taki odcień. Nigdy nie bawiła się w przydzielanie pacjentom kolorów notatnika. Nie miała czasu na takie szczegóły, jednak gdy tylko dowiedziała się, że zawodnik Bayernu będzie jej pacjentem, odruchowo sięgnęła po czerwień. Do teraz nie wiedziała co ją podkusiło.
Alicja popatrzyła znacząco na Roberta, próbując tym samym zachęcić go do odpowiedzi. Ten jednak nie wydawał się skory do rozmowy, a był wręcz przestraszony i zdecydowanie zniechęcony.
– Jak się czujesz podczas meczu, gdy widzisz dookoła siebie tysiące ludzi? – wypaliła nagle zaskakując nieco bruneta.
– Zawsze dodawało mi to adrenaliny. Gdy słyszałem doping kibiców, którzy liczyli na mnie i drużynę mógłbym przenosić nawet góry. – uśmiechnął się, ale nie jak miał to w zwyczaju. W uśmiechu Roberta Alicja dostrzegła… smutek. Jakby niepewność pomieszaną z przygnębieniem.
– A czy to uczucie towarzyszy ci nadal?
Reakcja na to pytanie bardzo zaskoczyła szatynkę, gdyż nie wiedziała, że wywoła ono tyle emocji. Od razu dostrzegła, że Robert cały się spiął. Zacisnął usta i zaczął wpatrywać się pustym wzrokiem w ścianę naprzeciwko, nie racząc odpowiedzieć na zadane mu pytanie. Terapeutka poczuła się kompletnie zagubiona, a przecież nie taka powinna być jej reakcja. Nie wiedziała czemu mężczyzna wywoływał w niej takie emocje. Przecież powinna podchodzić do jego sprawy profesjonalnie, a tym czasem czuła się lekko zakłopotana widząc reakcje piłkarza. Jak dotąd był on dla niej człowiekiem zagadką, po którym można było spodziewać się wszystkiego. Przyłapała się na tym, że coraz mocniej interesowała ją osobowość bruneta, ale tłumaczyła sobie to zboczeniem zawodowym, powracając tym samym myślami z powrotem do rzeczywistości.
– Aby to wszystko się udało i przyniosło jakiekolwiek efekty musimy ze sobą rozmawiać. Jest to warunek  podstawowy i absolutnie konieczny, pamiętaj.
– Czy przypadkiem nie powinniśmy już skończyć? – Robert zerwał się na równe nogi irytując swoim zachowaniem panią psycholog, lecz całkowicie ignorując jej mordercze spojrzenie wysłane w jego kierunku.
– Ależ godzina jeszcze nie minęła! – podniesiony ton Alicji nieco go zaskoczył, jednak mimo wszystko nie chciał ustąpić.
– Wydaję mi się, że te nasze spotkania nie mają sensu. Przykro mi.
– Twój trener, a właściwie cały sztab szkoleniowy, zlecili mi abym ci pomogła, dlatego zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby te nasze spotkania sprawiły, że…
– Ale to nic nie da! – krzyknął Robert przechodząc się nerwowo po całym pomieszczeniu. Założył ręce za głowę cały czas bijąc się ze swoimi myślami. Rozsądek podpowiadał mu, że powinien odpuścić, przyznać rację pani psycholog i usiąść grzecznie na kanapie. Ale on nie potrafił. Nie umiał zwierzyć się obcej osobie ze swoich problemów. Przecież nie mógł porozmawiać nawet z własną żoną, a co dopiero z jakąś panią doktor!
Był zły na Guardiole, że kazał mu tu przyjść. Był zły na siebie, że tak łatwo dał się przekonać. Był zły na tę całą psycholożkę!
– Pójdę już. – rzucił oschle i nie patrząc nawet na Alicję skierował się do drzwi.
– Do zobaczenia jutro o siedemnastej.
Trzymając już dłoń na klamce zamarł w bezruchu i postanowił, tym razem już na spokojnie, sprecyzować sprawę.
– Dlaczego nie potrafi pani odpuścić? – popatrzył zmęczonym wzrokiem na kobietę czując, jak cały się spina pod jej badawczym spojrzeniem. – Chodzi o pieniądze, tak?
Słysząc to Alicja nerwowo poderwała się z fotela i stanęła naprzeciwko Roberta z założonymi na piersi rękoma.
– Klub pewnie obiecał pani sporą sumę za moje… leczenie – na twarzy piłkarza pojawił się ironiczny uśmiech, co jeszcze bardziej zszokowało terapeutkę.
– Odmówiłam przyjęcia jakiejkolwiek zapłaty na początku spotkań. – odpowiedziała twardo siląc się na przyjazny uśmiech. – Opłaty pobieram dopiero po skończonych sesjach. Robię tak w każdym przypadku, więc proszę nie myśleć, że jest pan jakimiś wyjątkiem. Wcale nie traktuje pana inaczej niż innych pacjentów. Wszystkich układam na równi, nie ma dla mnie znaczenia czy na tej kanapie usiądzie bankowiec, bezrobotny, piłkarz czy prezydent państwa – wskazała na czarne siedzisko i popatrzyła na Roberta z iskrami w oczach. – Każdemu pacjentowi staram się pomóc najlepiej jak potrafię. Nawet na pierwszym spotkaniu umiem ocenić czy dana osoba naprawdę potrzebuje pomocy, czy po prostu przyszła tutaj ze względu na namowy innych, i wie pan co? Pan jest właśnie tym pierwszym przypadkiem.
Lewandowski patrzył na Alicję jak zahipnotyzowany. Nie sądził, że ta na pozór delikatna i elegancka kobieta potrafi być taka dominująca i stanowcza. Zrobiło mu się głupio z powodu jego reakcji. Próbuje mu pomóc, a on zachowuje się jak gówniarz. Jednak z drugiej strony nie potrafił się przed nią otworzyć. Była obcą osobą, która tak czy siak dostanie pieniądze za rozmowy z nim. Trudno było mu uwierzyć, że kieruje nią tylko i wyłącznie chęć pomagania, a kwestie finansowe nie mają znaczenia.
– Dlaczego aż tak bardzo chcesz mnie tutaj zatrzymać? – Robert zrezygnował już z oficjalnego zwrotu i z powrotem zwracał się do terapeutki po imieniu, co Alicja odnotowała jako mały sukces, gdyż oznaczało to, że piłkarz w końcu się uspokoił, a być może nawet przekonał, że ich sesje naprawdę są potrzebne.
– Bo chcę ci pomóc. – odpowiedziała szatynka kolejny raz poprawiając swoje długie włosy. – Obiecaj mi, że chociaż spróbujesz. Daj sobie trzy miesiące. Jeśli po tym czasie stwierdzisz, że te spotkania faktycznie nic nie dały to wtedy zrezygnujesz, a ja nie będę cię zatrzymywać.



Ulice Monachium były niezwykle zapełnione jak na tę porę. Robert stał w korku już dobre dziesięć minut, ale był już do tego przyzwyczajony, gdyż lata mieszkania w wielkich miastach zrobiły swoje. Gdy w końcu na ulicach zrobiło się trochę luźniej, a zielone światło było niczym wybawienie, ruszył agresywnie i skierował się wprost do domu. 
Był rozważnym kierowcą, ale czasem pozwalał sobie na nutkę szaleństwa na drogach. Oczywiście tylko podczas samotnej jazdy, gdyż gdyby Ania zobaczyła, że przekracza dozwoloną prędkość chociażby minimalnie, natychmiast by go ostro skarciła. Jakby był jakimiś nieodpowiedzialnym nastolatkiem, a przecież miał doskonale swój rozum, a wdepnięcie pedału gazu zbyt mocno nie było przestępstwem. Szkoda, że jego żona tak często o tym zapominała i nawet w samochodzie stara się go kontrolować, aby czasem nie zrobił czegoś „głupiego”.
 Lewandowski pędził ulicami Monachium cały czas odtwarzając w głowie fragmenty spotkania z Alicją. Nadal nie był przekonany czy to wszystko jest dobrym pomysłem i czy aby na pewno rozsądnie postąpił, tak łatwo ulegając. Mimo wszystko pani psycholog wywarła na nim dobre wrażenie, gdyż zdaje się, że jest ona jednym z niewielu terapeutów, których naprawdę interesuje pacjent. 
Robert był pełen podziwu, jak mocno zaangażowała się w jego… sprawę, mimo że było to ich dopiero pierwsze spotkanie. Miał nadzieję, że żadna sesja nie będzie zbytnio kolidować z jego treningami… Robert pokręcił głową z dezaprobatą i popatrzył w swoje odbicie w bocznym lusterku. Wykrzywił usta w krzywym uśmiechu karcąc się w myślach za swoją chwilową głupotę i zapomnienie. Nadal nie przyzwyczaił się do nowej sytuacji.
Gdy niecały tydzień temu poinformował Guardiole, że zawiesza karierę rozpętało się istne piekło. Cały sztab został postawiony na nogi i każdy zadawał to samo pytanie: dlaczego? Wszyscy na niego naskoczyli myśląc, że Lewandowski zwariował, bo przecież jak taka gwiazda może sobie pozwolić na zawieszenie kariery? Nikt go nie rozumiał, nawet koledzy z drużyny, którzy widzieli, że coś niedobrego działo się z nim już od dłuższego czasu.
Wszyscy zapomnieli o Robercie człowieku. Już każdy widział w nim piłkarza i gwiazdę. Gdy emocje trochę opadły jedyny Pep wykazał się zrozumieniem. Albo czymś, co to zrozumienie miało przypominać. Zaoferował Robertowi pomoc, nie chciał zostawić go samego i właśnie w taki oto sposób Lewandowski znalazł się u Alicji.
Nagle w aucie rozbrzmiał charakterystyczny dźwięk połączenia, a Robert uruchamiając swój zestaw głośnomówiący jednocześnie zjechał z głównej drogi i skręcił w okolice prowadzącą do jego domu.
– Właśnie o tobie myślałem – powiedział wesoło. Spodziewał się, że Guardiola będzie kontrolował przebieg jego leczenia, dlatego jego telefon w ogóle go nie zdziwił.
– Ja też o tobie myślałem! Jak poszło na pierwszym spotkaniu?
Robert westchnął ciężko i mierzwiąc swoje ciemne włosy skręcił na podjazd swojej willi.
– Dlaczego wybrałeś takie dziwne miejsce? – zapytał oschle. – Gdzie ty właściwie znalazłeś tę klinikę?
– Robert, nie chciałem wysyłać cię do jakiegoś sławnego i popularnego miejsca – odpowiedział spokojnie Pep. – Wolałem wybrać mniej znaną klinikę, żeby media cię nie namierzyły. Dobrze wiesz jakie rozpętałoby się  piekło, gdyby pismaki zaczęły pisać o tobie jakieś niestworzone rzeczy, prawda?
– Przecież i tak już piszą. – Robert wzruszył obojętnie ramionami zapominając, że trener i tak go nie widzi. Popatrzył w stronę swoich frontowych drzwi i zaczął przeszukiwać kieszenie w celu znalezienia kluczy.
– No ale nie chciałbyś raczej, żeby zaczęli wmawiać ci jakieś choroby psychiczne? Wiesz dobrze, jak otoczenie reaguje na psychologów.
– Pep, muszę kończyć. Ania na mnie czeka. – Robert postanowił jak najszybciej zakończyć rozmowę z trenem, gdyż nie miał ochoty na wałkowanie tego tematu. Nie czekając na reakcje Hiszpana rozłączył się i wysiadł powoli z samochodu. Czuł, że Guardioli zależy tylko na tym, by jak najszybciej wrócił do piłki, a reszta nie miała znaczenia.
Miał dosyć. Dosyć piłki nożnej, dosyć oczekiwań, dosyć presji, dosyć robienia tego, co mu wypada. Chciał w końcu zrobić coś spontanicznego. Coś, co przypomniałoby mu stare czasy, gdy nie był jeszcze sławny. Wyjazd na wakacje mógłby sprawić, że Robert naładowałby swoje baterie i mógłby odzyskać utraconą satysfakcję ze swojej pracy. Może Mazury? Tak dawno tam nie był. Przepełniony pozytywną energią z powodu swojego pomysłu skierował się do domu i natychmiast chciał porozmawiać na ten temat z Anią.  
 – Ania! – zawołał entuzjastycznie ściągając w pośpiechu swoje sportowe buty i skórzaną kurtkę. Odłożył kluczyki od samochodu i wszedł w głąb mieszkania, by jak najszybciej rozmówić się z żoną.
Lewandowska wybiegła z kuchni i ucałowała Roberta w policzek. Zaczęła w pośpiechu zakładać brązowe botki i swój kremowy płaszcz, prawie nie zwracając uwagi na męża.
– Jak było kochanie? Wszystko dobrze? – zapytała w końcu przeglądając się w lustrze i nakładając na usta lekko różowy błyszczyk.
– Właściwie to chciałem porozmawiać z tobą na temat….
– A możemy później? Jadę teraz na spotkanie w związku z nową kampanią reklamową. – pogładziła Roberta po policzku i uśmiechnęła się jak to miała w zwyczaju, ukazując rząd swoich śnieżnobiałych zębów.
– No dobrze – odpowiedział zrezygnowanym tonem. – O której wrócisz?
– Za trzy godzinki powinnam być! Kocham cię!

Robert czekał, ale Ania nie wróciła po trzech godzinach, a dopiero po pięciu. Nie miał ochoty już z nią rozmawiać. Mazury? Nie chciał już tam jechać. A może po prostu nie chciał tam jechać z Anią?



[1] Opisane wyżej wydarzenia mają miejsce, gdy w Bayernie szefem był jeszcze Łysy z Hiszpanii Pep Guardiola 


***
W końcu jest! Pierwszy rozdział i mały wstęp, co do historii Roberta. Wiem, że trochę dużo czasu minęło odkąd dodałam prolog, ale szkoła niesamowicie mnie męczy i nie mam na nic czasu...  Ale mimo to liczę, że ktoś tu jednak czasem zajrzy i zostawi po sobie jakiś ślad :)  

piątek, 16 września 2016

Prolog


Był typem, który nigdy się nie poddaje i walczy do końca. Chciał wygrywać, chciał być najlepszy, ale nigdy za wszelką cenę. Znał granice, miał umiar, wiedział na ile może sobie pozwolić. Nie lubił afiszować się swoimi osiągnięciami, ale mimo to był ciągle posądzany o gwiazdorzenie. Wszyscy mu ciągle powtarzali, że w tym środowisku to normalne a przejmowanie się to zwykła strata czasu, ale on nie potrafił tego tak po prostu ignorować i akceptować. Jego charakter mu na to nie pozwalał. Gdy jego kariera zaczęła nabierać tempa obiecał sobie, że nigdy nie będzie żył na pokaz. Przysiągł sobie, że jego życie nigdy nie wymknie mu się spod kontroli i będzie nim kierować, tak jak on zechce, a wszystkie głosy i komentarze z zewnątrz będzie pozostawiał daleko za sobą.
Robert Lewandowski uświadomił sobie, że wszystko zaczęło się komplikować. Coraz częściej czuł się jak zagubione pięcioletnie dziecko, które tylko czeka, aż przyjdzie mamusia, weźmie je za rękę i pokieruję naprzód. Problem w tym, że nie miał już pięciu lat a prawie trzydzieści, a obok nie było mamy. Każdy oczekiwał od niego czegoś wielkiego. Presja ze strony klubu, trenera, kibiców a nawet rodziny bywała czasem nie do wytrzymania. Wiedział kim jest i jak ciężko musiał pracować, by znaleźć się w tym miejscu, ale marzył o zwykłym zrozumieniu. Nie chciał niczego więcej aniżeli odrobiny empatii ze strony najbliższych. Męczyły go ciągłe pytania o piłkę nożną, o klub, o jego wartość na rynku. Dlaczego nikt nigdy nie porozmawia z nim o pogodzie? Ludzie, nawet ci z pozoru najbliżsi, przestali w nim widzieć normalnego człowieka. Każdy czegoś od niego chce, czegoś wymaga, zapominając, że przecież nie jest maszyną. Nie jest żadnym pieprzonym robotem. Też ma uczucia, też może mieć słabszy dzień, tylko dlaczego nikt nie potrafił tego zrozumieć?
Po każdym meczu, w którym nie zdołał zdobyć bramki był pewien, że następnego dnia zobaczy siebie na okładkach niemieckich gazet. Wiedział doskonale, że dziennikarze będą pisać rozległe artykuły o jego domniemanej obniżce formy, a wręcz kryzysie, podając przy tym jakieś naciągane statystyki z poprzednich sezonów, dzięki którym odbiorcy uwierzą w tę całą szopkę. Doskonale znał cenę swojej popularności, ale bolało go, że nawet najbliższe osoby dawały tak łatwo się zmanipulować. Czuł się samotny, a świadomość, że z nikim nie może szczerze  porozmawiać raniła najbardziej. Nawet jego żona przestała w nim widzieć normalnego człowieka, ale nie miał zielonego pojęcia dlaczego tak się stało. Może to z nim było coś nie tak? Może to właśnie on zmienił się na gorsze i jest pieprzonym egoistą oskarżając wszystkich wokół? Dręczyło go to coraz bardziej i miał wrażenie, że z dnia na dzień jest coraz gorzej. Bał się, że pewnego poranka po prostu nie wytrzyma i zostawi to wszystko, bo ileż można? Wbrew pozorom nie był z kamienia. Był normalnym człowiekiem i miał uczucia, tylko dlaczego wszyscy o tym zapomnieli?
Robert czuł, że to wszystko obrało zły kierunek i kompletnie nie miał pojęcia co zrobić. Chciał żeby było jak dawniej? Nie wiedział nawet tego. Pragnął po prostu chwili wytchnienia, odpoczynku. Marzył o momentach, które dla innych ludzi są codziennością. Czy nawet Ania nie potrafiła już do niego dotrzeć? Ze smutkiem zauważył, że już nawet z nią nie miał ochoty rozmawiać, gdyż doskonale wiedział jak to się skończy. Ostatnie lata życia spędzone razem sprawiły, że doskonale znał jej nawyki i codzienne rytuały – prawie zawsze wstaje pierwsza i gdy przygotowuje dla nich wspólne śniadanie w tle ma włączony telewizor, w którym jakaś przesadnie wychudzona kobieta radzi, jak żyć zdrowo. Lewandowska oglądając ten program podśmiechuje się pod nosem i z wielkim rozbawieniem wytyka kobiecie ze szklanego ekranu wszystkie błędy, opowiadając o nich zaspanemu mężowi. Czasami wręcz irytuje się słuchając tych bredni, a gdy mąż próbuje ją uspokoić,  sytuacja tylko się pogarsza. Nie umiał do niej dotrzeć. A może po prostu nie chciał? 
Robert kochał swoją żonę, ale nią też już był zmęczony. Chciał, choć czasami, by zmieniła się w typową „matkę polkę” – wtedy czekałaby na niego w domu z obiadem, ucałowałaby go na powitanie, a później zjedliby wspólnie obiad. Opowiedzieliby sobie o minionym dniu, tak jak to bywa w każdym ”normalnym” związku. Chciał spędzić czas ze swoją żoną na kanapie przed telewizorem, oglądając jakiś beznadziejny serial. Miał dosyć życia w ciągłym biegu. Pragnął normalności, choć przez chwilę, ale bał się, że już nigdy nie zazna takiego życia i już zawsze będzie „wielką gwiazdą”, nawet dla najbliższych.


Robert Lewandowski stracił panowanie nad swoim życiem.


Robert Lewandowski był po prostu zmęczony.  



***
Nie wiem czy to dobry pomysł. Nie wiem czy nie porwałam się z motyką na słońce.
Ta historia już długo siedziała mi w głowie i mam tylko nadzieję, że uda mi się przelać wszystkie swoje myśli w odpowiedni sposób.
Wydaję mi się, że Robert Lewandowski może być ciężkim kawałkiem chleba, jako pierwszoplanowa postać, ale mam nadzieję, że podołam. 
Proszę o szczere opinię, także o krytykę, bo ta – gdy jest konstruktywna – bardzo się przydaje i dzięki temu mogę się czegoś nauczyć, co w konsekwencji może przynieść lepsze rozdziały :)